Nocami
Przywdziewam skórę
Uszytą z modlitw
Szemranych na jutro
Ogrzewam platynowe skrzydła
W bursztynowych oddechach
Lampionowych czaszek
Na ulicznych stryczkach
Każdej nocy upadają Ikary
Ta przyziemność
Jest jak jadowity balon,
Co unosi z trumny własnego ciała
I rozdyma zachłannością serce,
By wnet rozlać się smołą
W krwioobiegu
To jak galop po szklanej linie -
(Nie) każdy musi upadać
I znów więzi mnie skóra,
Znów pokrywam wiarę kokonem słów
Tylko to ułatwiacie,
Węże zwieńczone grzechotkami Pandory.
Moim skrzydłom dane jest dotrwać
Dopóki nocami nie dogonię życia
Copyright by Joachim Andrzejewski