Gdy klamki odpadają od drzwi
Tkam pajęczynę, w którą
Za moment wpadnę
Spływają ze mnie pozory,
A spod nich strugi jaskrawych emocji,
Co spalają się pod kopułą ciała
Równie szybko, jak przybywają
Zagubione przedmioty nagle
Dopasowują się do linii papilarnych
Chwilowe inferno pod skórą
Pragnie przeżuć duszę, a wypluć kości.
Gdy połykam ten moment w całości
Okazuje się pozbawionym smaku owocem…
Wnet budzę się
Jako milknące kałuże
Zaślepiające szczeliny w
Rozwarstwionej skórze świata,
Co tatuuje sobie twarz i dłonie
Śladami kół i kroków,
Co były tu przez moment
Moment wezbrania się świadomości
Bycia (właśnie) sobą –
Bo jestem aż i tylko
człowiekiem
Wystarczający powód, by się wznieść
Wystarczający, by upaść
Copyright by Joachim Andrzejewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz